28.02.2017

Śmierć nad Bałtykiem część 7 i 8.

Rozdział 7. 

Walczakowi znalezienie kliniki zabrało nadspodziewanie dużo czasu. Nie zdziwił się jednak powodom tej sytuacji, w końcu w tym kraju lepiej żyć według z góry ustalonych reguł. Wszedł do małej poczekalni, zapach świeżych igieł świerku podrażnił nos komisarza, musiał bardzo się skupić, by nie kichnąć. Po chwili podszedł do kontuaru, za którym stała blondynka z przyklejonym do ust sztucznym uśmiechem. Przywitała się po czym zaczęła litanię zachęcającą do skorzystania z ich usług. –Proszę pani, przerwał oschle komisarz, chcę się dowiedzieć, czy w tej klinice można dokonać zmiany płci? Recepcjonistka zamilkła w pół tonu, dało się słyszeć jej ciężkie westchnienie. –Nie mogę udzielać takich informacji bez porozumienia z kierownikiem. –Proszę wskazać mi drzwi od jego gabinetu, powiedział Walczak wyciągając jednocześnie legitymację. Blondynka trzęsąc się jak galareta ruszyła po schodach, za nią poczłapał znudzony komisarz. Po otwarciu drzwi dało się słyszeć pomruk rozkoszy. Prawdopodobnie kierownik zabawiał się z którąś z pracownic. –Pani Kasiu! Krzyknął przerażony, przecież mówiłem, by nikogo pani nie wpuszczała. Przeklął przy tym siarczyście, bowiem panienka odskakując od niego wbiła mu w nogę szpilkę. –Proszę się uspokoić, powiedział komisarz, jestem tu w sprawie służbowej, za dziesięć minut mnie nie ma, może pan wtedy wracać do swoich uciech. –Kim pan jest, że wchodzi bez zapowiedzi?! Legitymacja błysnęła przed oczami kierownika. –Won! Krzyknął do pracownic, które czmychnęły jak najszybciej mogły na swoich osiemnastocentymetrowych szpilkach. –Co sprowadza pana posterunkowego w moje skromne progi? Czyżby policja szykowała nowy rodzaj sił? Figlarny uśmiech zastygł kierownikowi na ustach, gdy Walczak zerwał się i zbliżając twarz do twarzy tamtego wycedził: -Po pierwsze jestem komisarzem, po drugie ja tu zadaję pytania, a po trzecie nie chcesz mieć na karku Inspekcji Pracy? Kierownik zapadł się w swój skórzany fotel. –Przepraszam, nie znam się na tych wszystkich sprawach związanych ze stopniami w policji. Walczak udał, że nie słyszy skomlenia kierownika. –Czy operowała się u was niejaka Joanna Krawczyk, później nazywała się Janusz Wojtczyk? Kierownik przełknął ślinę. –Nie wiem czy mogę mówić o tak prywatnych sprawach bez odpowiednich papierów, zła mina komisarza naprowadziła go na dobry tor wypowiedzi. Wydaje mi się, że nazwisko to jest mi znane, jednak muszę zejść do archiwum, by mógł pan zorientować się szerzej w sprawie. Walczak skinął głową, po czym polecił kierownikowi wrócić w ciągu pół godziny, inaczej zawiadomi Inspekcję o traktowaniu podwładnych. Tamten spędził w archiwum może dziesięć minut, po których wrócił z naręczem aktówek. –Proszę panie władzo, tu są wszystkie dokumenty od przyjęcia pacjentki na wstępne badania, aż po wypis kończący procedurę. 

Rozdział 8. 

Nasz bohater w żołnierskich słowach pożegnał kierownika, dając mu do zrozumienia, że potrzebuje kilku godzin na zapoznanie się z aktami. Tamten z fałszywym uśmiechem zgodził się udostępnić swój gabinet na nieograniczony czas. Walczak po odprawieniu kierownika wzrokiem zagłębił się w lekturę dokumentacji medycznej. Po dwóch godzinach wiedział mniej więcej jakie relacje panowały w domu Joanny, gdy powiedziała rodzicom o swoim zamiarze. Po wylewie matki została siłą wyrzucona przez ojca na bruk. Nie mając oparcia w nikim z rodziny musiała zwrócić się w stronę ciemnej strony miasta. Komisarz domyślił się w jaki sposób musiała zarabiać na swoje utrzymanie, a także na oczekiwany zabieg, który miał zmienić jej życie. Przy dokumentach dotyczących odwyku Joanny nie wytrzymał. Wstał nagle wydając z siebie niepohamowany krzyk rozpaczy. Krzyk jaki mogła wydawać ta dziewczyna, uwięziona w ciele przeciwnej płci. Wybiegł z biura kierownika, skierował się na dół, do recepcji. Dopiero tam po kilku głębszych wdechach i policzeniu do dziesięciu mógł pożegnać się z recepcjonistką i ruszyć do auta. 

Pozdrawiam!

25.02.2017

Śmierć nad Bałtykiem część 5 i 6.

Rozdział 5.

Tak okropnego śniadania i kawy komisarz nie życzyłby nikomu, nawet temu bufonowi Nowakowi, szybko pozbył się wspomnień z rana wyjeżdżając służbowym autem na drogę krajową w rytm ulubionych kawałków hard rocka. Na pierwszym MOP-ie wybrał numer do żony, oczywiście nie odebrała, jak to ona. Spróbował drugi i trzeci raz, nadal nic. Trudno stwierdził oschle, przecież i tak wszyscy wiedzieli o jego romansach, to kwestia dni jak rozstanie się z Danusią. Kolejne połączenie było przychodzące, Walczak zdziwił się kto tak wcześnie może dzwonić, dzwonił kolega z Katowic, ustalił mu pierwsze fakty dotyczące denata. –Słuchaj stary, zabrzmiało utarte pozdrowienie, mam kilka newsów odnośnie tego denata z plaży. Możesz nie uwierzyć, ale jeszcze jakieś pięć lat temu ten cały Wojtczyk miał na imię Joanna, a na nazwisko Krawczyk. Komisarz Walczak zaniemówił na dobre kilka minut. –No tak, pomyślał, karta wystawiona na kobietę mogła być jednak ważnym tropem w sprawie. Kolega z Katowic opowiedział w skrócie czego dowiedział się o denacie w prywatnej przychodni specjalizującej się w zmianie płci. Janusz Wojtczyk vel. Joanna Krawczyk przez wiele lat borykał się z wielką samotnością, trudną do opisania osobie rozrywanej towarzysko. Ostatnie dwa lata przed zabiegiem spędził w klinice leczenia uzależnień, bowiem popadł w alkoholizm. Po wyjściu z odwyku skierował się za radą terapeutki do tej prywatnej przychodni, czekał około pół roku na wyniki wstępnych badań lekarskich, opinię psychologów itp. Pozytywne przejście tego etapu dało mu szansę na odnalezienie się w meandrach społeczeństwa, które w dużej mierze za swój podstawowy cel wybrało sobie niszczyć inność. Walczak podziękował dość wylewnie za przekazanie istotnych informacji, po czym ruszył w dalszą drogę.

W drogę do domu samotnego człowieka.

Rozdział 6.

Nasz komisarz dotarł do Katowic z dość obcesowymi wyrazami na ustach, ilość remontów dróg, mostów, ulic, rond i podobnych elementów infrastruktury doprowadziła go niemal do szału. Jednak w momencie zjechania w ulicę przy której mieszkał denat przypomniał sobie, po co w ogóle znalazł się w tym mieście. Uspokoił oddech, policzył do dziesięciu, to zawsze sprawiało mu ulgę po zdenerwowaniu. Podszedł do domofonu, wybrał wskazany przez kolegów numer mieszkania i czekał. Po jakiejś minucie w głośniku usłyszał męski głos. –Słucham, z kim mam przyjemność? –To ja komisarz Walczak, rozmawiałem z panem parę godzin temu. Brzęczyk otwierania drzwi wskazywał na chęć współpracy. Nasz bohater wsiadł do windy, wybrał numerek 5 i czekał, aż piszcząca maszyna zawiezie go na wybrane piętro. Po wyjściu szybko zlokalizował mieszkanie numer 56, nacisnął przycisk dzwonka i czekał. Znów minęła co najmniej minuta, nim zza zamkniętych drzwi doszedł go odgłos przesuwanego po podłodze przedmiotu. Po otwarciu drzwi przez mężczyznę okazało się, że ma około 70 lat i porusza się przy pomocy chodzika. –Witam pana komisarza, zaczął rozmowę mężczyzna, mam nadzieję, że podróż minęła bez większych przeszkód? –Oczywiście, również witam pana serdecznie, choć przynoszę niezbyt dobre wieści. –Panie komisarzu, w mojej sytuacji nie ma złych wieści. Walczak poczuł się zbity z tropu, do tej pory właściwie każdy rodzic, do którego przychodził z informacją o śmierci dziecka reagował choć odrobinę inaczej niż ten człowiek. –Pewnie dziwi się pan komisarz, czemu tak mówię, odparował jakby czytał w myślach innych osób, otóż moje dziecko, moja Joasia przestała istnieć. Nie ma jej, teraz nawet nie wiem, czy tak naprawdę kiedykolwiek była. Jakie wieści pan komisarz dla mnie przynosi? Walczak przełknął ślinę, pracował w wydziale zabójstw ponad dziesięć lat, ale postawa ojca denata zaskoczyła go bardzo. –Pana dziecko nie żyje, znaleziono jego ciało nad Bałtykiem. Starszy mężczyzna uśmiechnął się lekko, podszedł do okna i wyglądając przez nie powoli zaczął mówić. –Panie komisarzu odkąd Joasia postanowiła zrealizować tę fanaberię wszystko się zaczęło psuć. Moja żona, Halina, gdy dowiedziała się o jej planach doznała tak wielkiego stresu, że wszystko zakończyło się wylewem. Do dziś właściwie nie doszła do siebie. Leży w drugim pokoju, ma sparaliżowaną lewą część ciała, słabo mówi, jest wrakiem człowieka. 
I to przez tę przeklętą dziewczynę, co zachciała być facetem! Starszy mężczyzna zaczął krzyczeć, przeklinał wszystko z tego świata, a najbardziej swoją córkę, za dążenie do spełnienia wewnętrznego. Komisarz Walczak postanowił przeczekać atak szału staruszka w korytarzu, obejrzał dość dokładnie zdjęcia Joanny. Niemal wszystkie przedstawiały ją w dość młodym wieku, tak na oko między 10 i 16 rokiem życia. Komisarz wysnuł wniosek, że po 16 urodzinach w jej głowie zaczęła kiełkować myśl, czy jest podobna do rówieśników czy może jednak nie. Walczak wrócił do pokoju, starszy mężczyzna był już spokojny. –Przepraszam pana, jest pan na służbie, przejechał pan tyle kilometrów, by przywieźć mi informacje o tej osobie, może wypijemy razem chociaż herbatę? –Nie dziękuję, muszę jeszcze skontaktować się z miejscowym posterunkiem policji, skłamał łatwo komisarz. –Rozumiem, nie będę w takim razie naciskał. Do widzenia. Po pożegnaniu się z mężczyzną nasz bohater udał się do samochodu. Usiadł na fotelu kierowcy i zaczął myśleć nad losem tego człowieka, samotnika znalezionego na plaży. Nikt tak naprawdę nie wiedział co dzieje się w duszy tej kobiety. Po paru minutach postanowił sprawdzić jeszcze jeden trop, prywatną klinikę specjalizującą się w zmianie płci. 

W końcu zależało mu na wyjaśnieniu czy Wojtczyk zmarł na skutek działania osób trzecich czy po prostu znużony walką w swym życiu postanowił je zakończyć. 

Pozdrawiam!

22.02.2017

Śmierć nad Bałtykiem część 3 i 4.

Rozdział 3.

Komisarz odłożył na później kwestie jedzenia, trudno, najwyżej zamówi sobie pizzę na komisariat. Wrócił do swojego pokoju, odgarnął stosy akt, nalał sobie kubek kawy i zagłębił się w rozmyślaniu. Po chwili dotarło do jego uszu ciche pukanie, to pewnie ta Aśka, nowa policjantka przeleciało mu przez myśl. Niestety to nie była Aśka, tylko jego szwagier. Zaczął swoją wizytę od nieskładnego opisu, jak to koledzy Walczaka trzymali go w celi ponad 48 godzin. Gdy komisarz spróbował mu przerwać, tamten spytał się co zdarzyło się na plaży, widział bowiem dość pokaźny tłum gapiów. Oczywiście nie mógł odpowiedzieć mu ze wszystkimi szczegółami, coś jednak podpowiedziało mu, by jednak zapytać tego padalca, czy nie widział nic podejrzanego ostatnio. - A i owszem, odrzekł, Słoneczko coś niemrawo sobie poczyna, biznes się nie kręci, poza tym te gnidy noszące na plaży wszelkie dobra do jedzenia i picia nie są konkurencją godną mojej osoby. -Niestety ich oferta wygrywa na coraz większej ilości frontów. Walczak spróbował delikatnie nakierować szwagra, w końcu, bingo, coś jednak ta szuja widzi, poza czubkiem własnego nosa, pomyślał nasz bohater. Szwagier zauważył kilka dni temu jak jakiś obwieś próbuje włamać się do jego budki z hot-dogami. Rzucił się za nim, jednak tamten zdążył uciec. Jedyne co po nim zostało to rachunek z hotelu, w miejscowości leżącej w połowie drogi nad morze z gór. Kolejnym krokiem szwagra było zagłuszenie emocji alkoholem, pobił się z takim jednym, Ryśkiem, dlatego trafił na dołek. Komisarz obiecał tej gnidzie społecznej, że zajmie się jego przetrzymaniem w celi, dostał bowiem drugi element do układanki. Na początku postanowił jednak udać się do biblioteki, może ta karta wystawiona na dziewczynę, może miejscową, może nie, okaże się pomocna. Kilka razy korzystał już z pomocy Halinki, szczególnie, by sprawdzić alibi różnego kalibru przestępców. Tym razem nie pomogła za wiele, jedynie co, mogła stwierdzić, że karta została założona wczasowiczce, jakiś rok temu, książek od tamtej pory nikt nie zwracał, ani nie wypożyczał. Walczak podziękował Halince jak najładniej umiał, choć w środku cały się gotował. Nie uśmiechała mu się podróż licząca bez mała 350 kilometrów. Jednak sytuacja tego wymagała.

Rozdział 4.

Dojechał do wskazanej przez hotelowy rachunek miejscowości grubo po 18. –Świetnie, pomyślał, mogę nie trafić na nikogo, kto pomoże mi choć trochę w zbliżeniu się do rozwiązania tej dziwnej sprawy. Jego czarnowidztwo nie sprawdziło się jednak, pracownik recepcji dość sprawnie wyszukał w komputerze przydatne informacje. Denat znaleziony na plaży mógł nazywać się Janusz Wojtczyk, 38 lat, z okolic Katowic. Niestety poza tymi danymi nic nie mogło potwierdzić tej tezy. Zapis z monitoringu został już wykasowany, nawet nie uda się sprawdzić, czy zmarły naprawdę był w hotelu. Walczakowi zostało przenocować i z samego rana wyruszyć do domu Wojtczyka, dowiedzieć się o nim coś więcej.

Pozdrawiam!

19.02.2017

Śmierć nad Bałtykiem część 1 i 2.

Nie wiem czy wlepiłem kiedyś ten tekst, ale nijak nie mogę dojść do ładu z moim blogiem w tej kwestii. Najwyżej zrugacie mnie, że się powtarzam. Mam nadzieję, że opowiadanie to wpłynie w jakimś stopniu na Was, bo chciałem ukazać w nim pewne problemy jakie mamy w Polsce (choć pewnie na świecie też są jeszcze miejsca, gdzie dochodzi do takich sytuacji). Co ciekawe tekst zacząłem pisać bodajże w wakacje, w pewnym momencie przestało mi iść pisanie. Zakończyłem to opowiadanie dość niedawno, jakoś na początku jesieni w dwa wieczory.

Rozdział 1.

Komisarz Jan Walczak jak zwykle szedł promenadą w kierunku zachodzącego Słońca. Dziwił się czemu władze miasta pozwalają na zalew tandetnych pamiątek znad morza, które wyglądają z każdego namiotu i stanowiska handlowego. Komisarz był właściwie po służbie, została mu tylko jedna wizyta, u swojego szwagra, ostatniej mendy społecznej w celu wyjaśnienia pewnej kradzieży na stacji paliw. Jednak przed tą, dość nieprzyjemną rozmową postanowił coś zjeść. Kierował już swoje kroki w stronę budki z kebabem, jednak misternie wymyślony plan zaburzył dźwięk telefonu. Na plaży znaleziono ciało. Komisarz Walczak został uznany przez dyspozytora za policjanta znajdującego się najbliżej, jednocześnie z odpowiednimi kwalifikacjami. Chcąc nie chcąc nasz bohater musiał udać się na plażę.

Rozdział 2.

Doszedł tam dość szybko, miejsce domniemanej zbrodni znalazł bez trudu. Ciało zostało odgrodzone za pomocą parawanów przez ratowników WOPR. Jan od razu przeobraził się we wzorowego glinę, sięgnął do kieszeni w koszuli należącej do ciała, by dowiedzieć się kim jest denat. W kieszeni nie znalazł nic wartego uwagi, jedynie karta z miejskiej biblioteki wydała się mu czymś ważnym. Szkopuł w tym, że imię i nazwisko nijak nie pasowały do leżącego w piachu, sinego mężczyzny. Widocznie szedł do biblioteki po książki dla swojej ukochanej lub innej kobiety na przykład z rodziny-pomyślał komisarz. Odłożył kartę do foliowego woreczka, jako poszlakę i sprawę do zbadania w wolniejszej chwili. W tym samym momencie przybyła na miejsce ekipa techników, Walczak nie za bardzo lubił tych ludzi, szczególnie tego lekarza sądowego- Nowaka. Zacisnął zęby, by w czasie referowania im co się dowiedział nie obrazić żadnego z tych palantów. Oczywiście Nowak jak to miał w zwyczaju zaczął kręcić nosem, a to ratownicy WOPR niezbyt dobrze zabezpieczyli miejsce (domniemanej) zbrodni, aż po narzekanie na jakość policyjnej kawy w termosie podanym przez Walczaka. Na szczęście ekipa jakby czuła co się szykuje i po pobieżnym sfotografowaniu wszystkich podejrzanych rzeczy i zabezpieczeniu ciała ulotniła się jak kamfora. Walczak mógł w końcu odetchnąć pełną piersią. I ruszyć w poszukiwaniu rozwiązania tej zagadkowej śmierci.

Pozdrawiam!

16.02.2017

Święty gniew.

Dziś wiersz o tym, że nie zawsze warto się zmieniać. A przynajmniej nie o 100%, bowiem konsekwencje mogą być niezbyt miłe.

,,Święty gniew

Rozpalę ogień gdy potrzeba,
Na środku podłogi, wielki,
Fajkę pokoju z wodzem wypalę,
Z wodzem co duchem dziś jest.

Taniec wyzwoli mą duszę chorą,
Na wiek dwudziesty-pierwszy.

Me wycofanie,
Moją nieśmiałość,
W gniew święty zamienię.

Spalę świat ten,
Ten cień istnienia,
(Zostanie trupi zapach).

Na pyle istnień,
Mój świat założę.

(Rygorystyczny szablon).

28.02.2016
Pozdrawiam!

13.02.2017

Akutagawa.

Ryunosuke Akutagawa był japońskim pisarzem i poetą. Przeczytałem o nim w książce Patti Smith pt. ,,Pociąg linii M". W jednym z rozdziałów opisała jak była w Japonii na jego grobie. Opisała też jak mogła wyglądać (albo wyglądała) jego samobójcza śmierć. Podobno nie mogąc znieść swoich chorób, a także poczucia, że po matce odziedziczył chorobę psychiczną zażył Veronal. po czym położył się obok swojej żony i synów czekając na śmierć. Napisałem ten wiersz, bo historia tego człowieka wydała mi się porażająca w swojej nazwijmy to ,,codzienności". W końcu ile słyszy się o samobójcach, a mało kto zastanawia się co popycha ludzi do takiego czynu.

 ,,Akutagawa"

Nie wiem czy jestem w stanie zrozumieć,
Mimo to nie oceniam Twego czynu.

W końcu czy życie w chorobie,
W zamkniętej celi umysłu,
Można uznać za życie,
Takie prawdziwie udane?

Odszedłeś podobno wśród bliskich,
Skuliłeś się w wieczny sen.

,,Śpij, śpij mój kochany synu",
Rzekła matka, przyczyna Twych trosk.

Wszystko wokół zatraci kontury,
(Tak tylko domyślać się mogę),
W biel mgły powoli zapadniesz,
Zaśniesz w końcu na wieki, bez bólu.

Twa rodzina spróbuje zrozumieć,
W końcu nie ma dla nich wyboru,
Jeśli ciężko mogli mieć z Tobą,
Może jednak dobrze zrobiłeś?

26.11.2016
Pozdrawiam!

10.02.2017

Białe morze.

Dziś wiersz o tym jak łatwo (w przypadku bardziej znanych osób, choć pewnie nie tylko) zniszczyć człowieka za pomocą dokumentów. Inna sprawa, gdy dokumenty obrazują prawdziwe winy. Jednak częściej wskazują na wymyślone postępki, od których ciężko się uwolnić.

,,Białe morze

Wypłynęły z szafy białe fale,
Od Północy do Południa,
Wielkie w miejscu progu mebla,
Długie na sto metrów.

Białe morze ma upodlić,
Pewne ludzkie wady,
Bo historia lubi dawać,
Bardzo mocno w palnik.

W kości też to całe morze,
Da i samym świadkom,
Jeden z drugim już zemdleni,
W mieszkaniach swych leżą.

Takie morze trzeba zamknąć,
Bo krzywdy narobi,
Po co białym morzem straszyć?

Wirtualne winy.

24.02.2016 
Pozdrawiam!

7.02.2017

Korzenie.

Dziś wiersz inspirowany kilkoma rzeczami. W jakiejś mierze inspiracją była piosenka zespołu Sepultura. Poza tym w początkach wiersza nawiązuje w jakimś stopniu do pobytu pana Bowiego w Berlinie. Trzeci element dotyczy znanej mi historii, kiedy to poznanie swoich korzeni spowodowało rozpad rodziny, rozpad całego dotychczasowego życia osoby, która w historii tej jest najważniejsza. 

,,Roots

Jest piąta rano, chmury na niebie,
Szukam swoich korzeni.

Berlin Zachodni,
Berlin Wschodni,
Pod murem wyrasta róża,
A może jestem z innej strefy,
Zupełnie innego miejsca?

Mam w sobie wiele sprzecznych cech,
Wiele przeróżnych wspomnień,
Może jestem Izraelitą,
A może wręcz odwrotnie?

Korzenie- chcę je poznać,
Chcę tego…

Korzenie mogą zaboleć,
(Czasem są niemal krwawe),
Mogą też ulgę jakąś nieść.

Dlatego sam decyduj,
Szukać czy spokojnie żyć.

28.10.2016
Pozdrawiam!

4.02.2017

Siedzenie balkonowe.

Dziś wiersz powstały nad morzem, siedziałem sobie na balkonie, patrzyłem po okolicy ośrodka, w którym byłem i napisałem wiersz.

Dla S.J.

,,Siedzenie balkonowe

Siedzę na balkonie i myślę,
Trochę patrzę po okolicy w ciszy.

Tu sąsiad z żoną żartuje,
Podciągając pod brodę spodnie,
(Pasuje mu to),
Tam rośnie dzikie wino,
W nim zaplątani ludzie zginą,
(Tak pięknie).

Myślę i siedzę,
Siedzę i myślę.

Balkon moim wyjściem,
Balkon moim wejściem do wiersza,
Balkon sprawa największa.

10.09.2016
Pozdrawiam!

1.02.2017

Sampo.

Dziś wiersz nawiązujący do młynka Sampo znanego z mitologii fińskiej.

,,Mój młynek

Jak fajnie i wygodnie by,
Mieć własny młynek Sampo,
Tu trochę soli,
Tam ziarno się wysypie,
A z pozostałej strony,
Złotych monet deszcz.

Lecz kiedyś ktoś oberwał rączkę,
I Sampo nie chce działać,
To trudno-powiem,
Tak to bywa,
Czasami z legendami.

31.08.2016 
Pozdrawiam!